Wigilia bez karpa? Kto to widział. A jednak. Jak wspomina Alojzy Lysko, jeszcze w jego dzieciństwie wigilijną potrawą były śledzie w zalewie octowej lub bratheringi (śledzie opiekane). A przed wojną był to standard. - Gdzieś do 1955 roku to była potrawa wigilijna. Karp się u nas pojawił dopiero jak hodowcy zaczęli do Bojszów przyjeżdżać z Woli z takimi wielkimi beczkami, z których je sprzedawali - mówi.
I jak dodaje, to że dziś karp jest wręcz rybą obrzędową, którą przeważnie spożywamy tylko w okresie świątecznym, to nie powiedziane, że tak już zostanie. - Jest pewna dynamika. Czy ten karp się ostoi? Na pewno nie jest dany na wieki. Już na stołach pojawiają się inne ryby. Może jeszcze parę lat i karp umrze? - zastanawia się Alojzy Lysko. - Niestety globalizacja wypiera tradycje i zwyczaje, wymiata umysły - dodaje.
I choć Boże Narodzenie na ziemi pszczyńskiej w dużej mierze nadal kultywowane jest tak jak przed laty, to nawet tutaj niektóre obrzędy i potrawy zanikają. - Mało kto dziś przygotowuje na wigilię zupę z pieczek czyli garus. Jest to zupa z suszonych owoców, dawało się do niej jabłka, gruszki i śliwki. I gotuje jak kompot, ale tych owoców jest w niej dużo więcej. Na koniec wszystko zabiela się mąką i śmietaną - wyjaśnia Lysko.
- Ta zupa zanikła. Zaczęła ją wypierać grochowa lub fasolowa, które były zupami robotniczymi, bo groch i fasola były powszechnie dostępne - tłumaczy. W wielu domach również tradycyjny kompot z banie (z dyni) został zastąpiony przez kompot z suszonych śliwek. Choć oba w Śląskiej tradycji są głęboko zakorzenione.
- Kompot z banie warzony był w całej ziemi pszczyńskiej - podkreśla Lysko. Gdzie natomiast nigdy nie przyjęła się moczka, tradycyjna śląska zupa wigilijna. - Moczkę robiło się w miastach, bo do jej przygotowania potrzebne są bakalie. Figi, daktyle, rodzynki, migdały na wsiach nie były dostępne, można je było dawniej kupić tylko w tzw. sklepach kolonialnych. Na wsi robiło się właśnie garus, z naszych owoców - dodaje.
Ale wigilia zmieniła się nie tylko w sferze kulinarnej, ale także obrzędowej. Bo jak podkreśla Lysko, dzielenie się opłatkiem jest tradycją która przywędrowała na Śląsk z Polski po wojnie. - U nas dzieliło się chlebem. Opłatek jest to polski, dworski zwyczaj czyli dzielenie się tym najbardziej uświęconym chlebem - wyjaśnia. W śląskich domach również długo nie gościła choinka.
- Pod sufitem wieszało się gałązkę świerka i obrzucało watą. Choinka była tylko w domach bogatych - dodaje Lysko. Jednak nawet kiedy zagościła we wszystkich domach, wciąż daleko jej było do współczesnej choinki ozdobionej drogimi bombkami.
- Choinka była drzewkiem obfitości. Wieszało się na niej jabłka, pierniki z domowego wypieku i lizaki w kształcie lodowych sopli. Przez cały rok natomiast zbierało się złotka z wszelkich bombonów, żeby później zawinąć w nie orzechy i też powiesić na choince - wymienia.
Bo już same lampki to typowo współczesna ozdoba. - Kiedyś co odważniejsi na klamerkach przypinali świeczki, ale zapalało się je tylko na chwilę, żeby dzieciom pokazać i od razu gasiło, bo choinka mogła się łatwo podpalić - opowiada.
Ale i pierwszy oraz drugi dzień świąt wygląda dziś inaczej, a obyczaj się mocno poluzował. - Kiedyś było nie do pomyślenia, żeby do kogoś pójść w pierwszy dzień świąt - zaznacz Lysko. - To był dzień, kiedy przygotowywało się uroczysty obiad z roladą, kluskami i modrą kapustą, a wieczorem śpiewało w domu kolędy. Na odwiedziny zarezerwowany był drugi dzień świąt - wyjaśnia Lysko.
Wtedy też na poranną mszę szło się do kościoła święcić owies. Od tego momentu po domach mogli też zacząć chodzić kolędnicy. - Ludzie się cieszyli z ich odwiedzin, że ktoś o nich pamięta. Kolędnicy za zaśpiewanie kolęd dostawali pierniki, pomarańcze, kawałek kiełbasy.
Wszystkim sprawiało to radość. Choć kolędujące grupy na ziemi pszczyńskiej można spotkać i dzisiaj. Bo czas od wigilii do Trzech Króli, to święte wieczory. Jak pisze Alojzy Lysko w swojej pracy Ślonzok wierny Obyczajom: "Momy sie radować i przoć se, nawiydzać sie, społym śpiywać kolyndy, odgrywać z dzieciami jasełka, herody, pastuszków. Zwiydzomy tyż stajynki w okolicznych kościołach" i niech tak zostanie.
Gazeta Lubuska. Winiarze liczą straty po przymrozkach.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?