Ewelina Smolarczyk - Fotograf w Lędzinach
Co Ci trzeba, kotusiu? - pyta ciepłym głosem pani Ewelina swoich klientów w zakładzie fotograficznym w Lędzinach, który od 35 lat prowadzi przy ul. Lędzińskiej.
- W poniedziałek minęło 35 lat, przypomniała mi o tym pani Ewa, której ślub był jednym z pierwszych pięciu, jakie fotografowałam. Obchodziła rocznicę ślubu, i przyszła mi również pogratulować - mówi.
W ciągu tych lat ślubów nazbierało się więcej, jak również chrzcin, komunii oraz milionów zrobionych zdjęć do paszportów, dowodów osobistych, legitymacji szkolnych czy prywatnych sesji. Bo fotografka wyspecjalizowała się właśnie w portretach. To ludzie są dla niej interesujący, z ich twarzy zawsze chce wyciągnąć to, co najpiękniejsze.
Pasja fotografowania od szkoły podstawowej.
Dzisiaj w podstawówkach takie koła zainteresowań znaleźć coraz trudniej, ale kiedy pani Ewelina była uczennicą Szkoły Podstawowej w Lędzinach, zapisała się do kółka fotograficznego. - Nasz wychowawca fotografował i uczył nas sztuki, z kolei pani z geografii prowadziła zajęcia w ciemni. I to mi się spodobało.
Moim marzeniem było mieć własny kącik fotograficzny i to marzenie się spełniło - opowiada Ewelina Smolarczyk. A dzięki temu, że aparaty fotograficzne nie były tak powszechne jak teraz, to każde zdjęcie miało swoją wartość i... musiało się udać. Bo nie było miejsca na 10 powtórzeń jednego ujęcia.
Od błony do cyfrówki, a z ciemni - przed komputer
- Mój pierwszy aparat studyjny to była niemiecka globica, a reportażowy pentacon - mówi Ewelina Smolarczyk. Pierwsze zdjęcie wykonywała jeszcze na łatwopalnych taśmach celulozowych. - Później były klisze, w latach 80. pojawiła się też fotografia kolorowa, a w 90. przyszły z zachodu kodaki, agfy, no i hitem był wówczas polaroid - wymienia.
Ale jakość zdjęć z polaroidu nigdy nie dorównywała tym tradycyjnym. - Był ten efekt, że to zdjęcie było od razu, ale nie było szans, żeby coś poprawić. Ostatecznie mój polaroid pojechał do Afryki, gdzie zabrał go jeden z misjonarzy - opowiada.
I mimo że dziś dominują cyfrówki, a praca jest łatwiejsza, niemal każdy fotograf tęskni za ciemnią. - Całą obróbkę zdjęcia, retusz, to wszystko robiło się ręcznie, w ciemni spędzało się naprawdę dużo czasu. Do wywołania czarno-białych fotografii wykorzystywało się czerwone światło, do kolorowych - oliwkowe. A taśmę do aparatu zakładało się w całkowitej ciemności, fotograf musiał umieć pracować po omacku - opowiada pani Ewelina. - Gotowe zdjęcia wieszało się na żabkach do prania, aby wyschły, później weszły maszyny do suszenia - wspomina.
Dzisiaj ciemni już nie ma, bo nawet odczynniki chemiczne trudno dostać. -Z resztą nie były one dobre dla zdrowia, ale kto jak był młody, o tym myślał, po prostu siedziało się w tej ciemni, bo jak już się weszło, to nie można było wyjść, aż film zostanie wywołany - śmieje się fotografka.
Jak jest dobre zdjęcie, to i retuszu nie potrzeba
Na zrobionych przez siebie zdjęciach pani Ewelina uwieczniła setki twarzy lędzinian i nie tylko. Jak mówi, każdy jest na swój sposób piękny. - Robiąc zdjęcie staram się z każdego człowieka wyciągnąć dobro, które w nim jest.
Dlatego unika nadmiernego retuszu zdjęć. - Jeśli jest dobrze zrobione, to nie trzeba dużo zmieniać. Poza tym przy obróbce cyfrowej łatwo zatracić autentyczność fotografii. Na zdjęciu powinno być widać charakter człowieka, a jak jest taki wygładzony, to nic nie widać - tłumaczy.
I ta metoda pracy chyba się sprawdza, bo do zakładu przy Lędzińskiej cały czas ktoś wchodzi i wychodzi zadowolony. - Do tej pory nikt mi nie sugerował, jak powinnam robić zdjęcie, więc chyba klienci mi ufają. Fotograf jest trochę jak lekarz, musi zdobyć zaufanie - śmieje się pani Ewelina. Nie pamięta wielu reklamacji.
Zmieniła się technika,
zmieniły się wymagania
Ślubne zdjęcia w studiu fotograficznym? To chyba mało która para nowożeńców sobie wyobraża. - Plenery stały się modne, dawniej te zdjęcia były bardziej sztywne. Reguły, które kiedyś się stosowało dziś tracą na znaczeniu - mówi pani Ewelina. - Kiedy zaczynałam fotografowanie, zdjęcie z gołym ramieniem było wręcz niedopuszczalne, dzisiaj odkrywa się coraz więcej - śmieje się fotografka.
Dziś mało kto robi też zdjęcia wizytowe, chyba że do dokumentów. - Bardzo popularne kiedyś były zdjęcia do portfela w rozmiarze 6 na 9. Można było sobie włożyć i mieć tą jedną osobę zawsze przy sobie. Dziś takie zdjęcia wszyscy mają w komórkach czy komputerach - mówi Ewelina Smolarczyk.
I chociaż pasjonatów fotografii jest dziś zdecydowanie więcej niż jeszcze 20 lat temu, a aparaty są powszechnie dostępne, do zakładów fotograficznych cały czas przychodzą klienci. Bo wprawnego oka doświadczonego fotografa żadna cyfrówka nie zastąpi.
POLUB NAS NA FACEBOOKU
Strefa Biznesu: Plantatorzy ostrzegają - owoce w tym roku będą droższe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?