Rafała Wojaczka znaleziono martwego 11 maja 1971 r. w wynajmowanym mieszkaniu we Wrocławiu. Pięćdziesiąt lat temu to też był wtorek.
„Siedział pod ścianą z głową opartą o kolana, a obok leżał skrawek gazety z wypisanymi środkami, jakie zażył. Miał 25 lat”, napisał Maciej Szczawiński z Radia Katowice w swojej książce „Rafał Wojaczek, który był” (drugie, poprawione wydanie ukazało się w 1996 r., w 25. rocznicę śmierci poety). Zbierając materiały do tej książki, poznał rodziców swojego bohatera, braci - Piotra i Andrzeja, dawnych kolegów...
- Trudny był zawsze, ale trudny jak człowiek nie mogący sobie ze sobą dać rady. I któremu jednocześnie nie można pomóc. Rafałowi ciążyło życie, on się męczył, z czasem coraz okropniej - usłyszał od matki poety, Elżbiety z Sobeckich Wojaczkowej.
- Ostatnie dwa lata życia Rafała to było czekanie na wiadomość o jego śmierci - wyznał autorowi młodszy brat poety, Andrzej Wojaczek, aktor Teatru Polskiego we Wrocławiu.
A matka powiedziała jeszcze: „Nigdy nie ukrywał przede mną, co zamierza zrobić. W ostatnich latach nieraz słyszałam: „To nieuniknione, mama, tak być musi, a ty się musisz z tym jakoś pogodzić”. Świadomie dążył do samounicestwienia”.
Ze wspomnień kolegów Rafała Wojaczka z LO im. Karola Miarki w Mikołowa Maciej Szczawiński zbudował sobie portret swojego bohatera jako bardzo wysokiego, barczystego blondyna w okularach, niezgrabnego i kanciastego o fenomenalnej pamięci i niezwykłych zdolnościach.
Mnóstwo czytał. Już w liceum zaczynał tłumaczyć poezję niemiecką i angielską. Miał niespełna 16 lat, kiedy zachwycił się „Doktorem Faustusem” Manna i o wrażeniach próbował z kimś rozmawiać, ale koledzy nie byli gotowi do takich rozmów. Wszyscy zgodnie przyznali się Szczawińskiemu, że „nie pasował w ramy tamtej szkoły” i opowiadali o konfliktach Rafała z nauczycielami.
- Widziałem, że go nie lubią. A później zauważyłem, że się go bali! Jego dowcipu... On był chyba dla nich za mądry - mówił Szczawińskiemu Edward Wojaczek.
Liceum kończył Rafał Wojaczek w Kędzierzynie-Koźlu, gdzie 16 stycznia 2016 r. jego imieniem nazwano rondo u zbiegu ulic Kozielskiej, Reja i Tartacznej.
- Wojaczek przed samobójczą śmiercią w 1971 roku mieszkał, a potem pomieszkiwał na Pogorzelcu z ojcem - nauczycielem w kędzierzyńskim ogólniaku. Wojaczek podróżował pociągami. Nieraz pewnie w drodze na dworzec przechodził przez skrzyżowanie, na którym teraz znajduje się rondo. To jeden z najwybitniejszych współczesnych polskich poetów - tłumaczono wybór patrona ronda.
Tabliczkę z nazwiskiem poety odsłoniły jego wnuki, Milena i Bartłomiej Janusowie. W imieniu obojga Bartłomiej podziękował za pamięć o dziadku i docenianie jego twórczości.
Odsłonięciu ronda towarzyszyła konferencja pt. „Kędzierzyńskie ślady Rafała Wojaczka”, w której swoje wystąpienia mieli m.in. Maciej Melecki, dyrektor Instytutu Mikołowskiego i jego pracownik, Krzysztof Siwczyk, odtwórca tytułowej roli w filmie „Wojaczek” Lecha Majewskiego (projekcja filmu była jednym z punktów tego wydarzenia) oraz Konrad Wojtyła, przewodniczący jury tegorocznego Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Rafała Wojaczka w Mikołowie.
Po maturze w 1964 r. Rafał Wojaczek zdał na polonistykę do Krakowa i - jak pisze Maciej Szczawiński w swojej książce - może by skończył, gdyby nie konflikt z łacinnikiem.
- Kłopoty miał jeszcze dlatego, że poddał się jakimś badaniom, a tam stwierdzono „psychopatyczną osobowość” czy coś w tym rodzaju. Mój syn oświadczył wtedy ze złym uśmiechem, że „jest naznaczony” i że dalszy pobyt w Krakowie już go nie interesuje. Krótko potem przeniósł się do Wrocławia i wtedy zaczęło się najgorsze. Te noce w lokalach, pijaństwo... - opowiadał Szczawińskiemu Edward Wojaczek.
O „tym naznaczeniu” pisał 25 września 1964 r. (miał więc niespełna 19 lat, które skończył dopiero 6 grudnia) do 17-letniej wówczas Stefanii Cisek, koleżanki z Harcerskiego Ośrodka Wodnego w Wiśle Wielkiej:
„We Wrocławiu zgłoszę się do kliniki psychiatrycznej - drażni mnie i ciąży owo wieszczowe „rozpoznanie” z Krakowa, kwalifikujące mnie jako „psychopatę” i jeszcze numer statystyczny choroby 259. Bardzo przyjemnie być naznaczonym”.
W tym samym liście, pisanym o północy, na trzy godziny przed wyjazdem z Mikołowa do Wrocławia, dokładnie opisuje cierpienia, jakich doznaje: „Nie mogę znieść tłumu, wydaje mi się, że jestem deptany, że łażą po mnie mrówki, szczury i pochylam się coraz niżej, przelatując ulicami jak wariat. U siebie w Mikołowie boję się wyjść na ulicę. (...) Ciągły hałas, i boję się ludzi, bardzo się boję. (...) Ja nie jestem zdolny do znoszenia towarzystwa. Ja naprawdę marzę, by w promieniu nastu kilometrów nie było nikogo”.
Pisał w tym liście wprost: „Uciekam ze Śląska do ciszy i bezgwaru - do Wrocławia”.
Tuż przed śmiercią, jak pisze Szczawiński w swojej książce, przyjechał do Mikołowa.
- Był w bardzo złym stanie. Bał się, zwyczajnie się bał - wspominał przyjaciel Rafała, Rudolf Szwajcer, który spieszył się wtedy do pracy i nie miał czasu z nim porozmawiać.
W sobotę, 8 maja 1971, niespodziewanie, odwiedził matkę. Pozostał do poniedziałku. „Kiedy się pożegnali i już wychodził, nagle wraca od drzwi. - Złapał mnie za ręce i tak stoi. Więc pytam: „Co się dzieje, Rafuś?”, bo on się raczej tak wylewnie nie zachowywał. Nic. Patrzy na mnie bez słowa. Chciałam - jak matka - przytulić go jeszcze na chwilę, ale wtedy powiedział mi tak, dokładnie zapamiętałam: „Mama, już nie czas na sentymenty. A ty się już nie martw o mnie”. (...) Wiedziałam, że on się żegna”, czytamy w książce pt. „Rafał Wojaczek, który był”.
Nazajutrz znaleziono go martwego. Pogrzeb odbył się 14 maja. Rafał Wojaczek spoczął na cmentarzu św. Wawrzyńca we Wrocławiu.
Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?