Co gubią Ślązacy? Biura rzeczy znalezionych w woj. śląskim kryją skarby
- Niestety, właściciele zaginionych przedmiotów zgłaszają się po swoje zguby bardzo rzadko. Jeżeli właściciel odbiera swoją rzecz, to tylko dlatego, że pracownicy Wydziału Administracyjnego podejmują szereg działań, aby ustalić właściciela i poinformować go o znalezieniu rzeczy – mówi Małgorzata Węgiel-Wnuk, rzeczniczka prasowa Urzędu Miejskiego w Bytomiu i dodaje, że ostatnio odebrano tylko dwie rzeczy: w październiku zeszłego roku pęk kluczy, a w tym miesiącu portfel z dokumentami i pieniędzmi.
Funkcjonowanie biur rzeczy znalezionych to nie widzimisię lub dobra wola konkretnych miast. Ich istnienie obwarowane jest przepisami Kodeksu cywilnego jeszcze z lat sześćdziesiątych. Urzędnicy odmawiają przyjęcia na stan znalezionego przedmiotu, jeśli jego wartość jest mniejsza niż sto złotych, a także jeśli przedmiot ów jest z rodzaju niebezpiecznych lub szybko psujących się, jak artykuły żywnościowe.
Większość przedmiotów, które pozostają na stanie biura rzeczy znalezionych Urzędu Miejskiego w Bytomiu jest dość powszechna. Najwięcej jest telefonów, rowerów i kluczy, zdarzają się też portfele i karty płatnicze. Aktualnie to 145 pozycji. Ale zdziwienie urzędników z Bytomia swego czasu wzbudziły agregat prądotwórczy i aparat słuchowy, które do nich przyniesiono.
Co gubią Ślązacy. Zobacz w galerii
O cztery pozycje mniej niż w Bytomiu można zobaczyć na liście biura rzeczy znalezionych w Katowicach. Również w stolicy województwa dominują portfele i rowery. Jest też torba z laptopem, zegarki, krokomierze, a także pieniądze w najrozmaitszych walutach od dolarów przez euro po hrywny i naturalnie złotówki, w tym wycofane z obiegu PRL-owskie 500 złotych z podobizną Tadeusza Kościuszki. Dość ciekawym znaleziskiem z ostatnich tygodni w Katowicach było jednak przyniesione razem – uwaga! 42900 złotych polskich, 4000 euro i 300 dolarów. Trwają poszukiwania właściciela.
- Pieniądze dostarczyła do biura osoba, która znalazła je przez przypadek – mówi nam Michał Łyczak, rzecznik prasowy katowickiego magistratu. Zgodnie z obowiązującymi przepisami daliśmy ogłoszenie w gazecie z informacją, że poszukujemy właściciela tej zguby i będziemy na niego czekali dwa lata. Wierzymy, że odnajdzie się osoba, która te pieniądze zgubiła – dodaje.
Michał Łyczak potwierdza, że najczęściej przynoszone do katowickiego biura rzeczy znalezionych przedmioty to telefony komórkowe, klucze, kluczyki do samochodów i portfele, ale zdarzają się takie jak... maszyna do szycia. Zresztą, różnego rodzaju sprzętu nie brakuje też w innych miastach.
Na ul. Świętojańskiej w Gliwicach w 2019 roku znaleziono szlifierkę i odkurzacz, w 2015 roku w Żywcu do biura rzeczy znalezionych trafiła nitownica, zaś w kwietniu 2019 roku w jednym z marketów w Poczesnej pod Częstochową gilotynę do papieru, z kolei w 2015 roku w Żywcu nitownicę. W biurze rzeczy znalezionych w częstochowskim starostwie do odbioru jest też… broń śrutowa znaleziona w… komisariacie policji w Olsztynie. W Sosnowcu z kolei kilka lat temu znaleziono torbę z atrapą broni.
Ginie też biżuteria. W Gliwicach – w tym samym centrum handlowym w sierpniu ubiegłego roku zginęła bransoletka srebrna, z kolei w styczniu tego – złota. Obie trafiły do biura rzeczy znalezionych. To nie wszystko, jeśli chodzi o precjoza, bo na jednym z komisariatów policji w Bielsku-Białej w 2019 roku znaleziono też złoty kolczyk.
Co gubią Ślązacy. Zobacz w galerii
W Rudzie Śląskiej z kolei jest sporo rzeczy znalezionych w Aquadromie – to między innymi karty pływackie czy benefitowe. W Zawierciu i Bielsku-Białej do biura rzeczy znalezionych trafiały wózki inwalidzkie, w tym drugim mieście również… sztuczna szczęka.
Co dzieje się z tymi wszystkimi rzeczami?
- Jeśli właściciel znalezionego przedmiotu nie zgłosi się po swoją zgubę, po upływie dwóch lat od dnia znalezienia rzeczy zgodnie z art. 187 kodeksu cywilnego znalazca staje się właścicielem rzeczy. Jeżeli znalazca nie odbierze rzeczy przechodzi ona na własność starostwa czy gminy – tłumaczą urzędnicy.
Sytuacja nie jest wcale taka prosta jak mogłoby się wydawać. Jak informują policjanci znane z podwórka powiedzenie „znalezione, nie kradzione” wcale nie jest zgodne z obowiązującym porządkiem prawnym.
- Żadna rzecz, której nie jesteśmy właścicielami, nie jest nasza. Zabierasz i nie oddajesz znalezionego na ławce telefonu, plecaka czy portfela – stajesz się sprawcą czynu karalnego. Wyjątkiem mogą być sytuacje, w których, na podstawie miejsca i okoliczności znalezienia, można domniemywać, że właściciel wyzbył się prawa własności, np. gdy rzecz leży w śmietniku. W innych przypadkach znaleziony przedmiot należy oddać w urzędzie. W przypadku, gdy posiadanie znalezionej rzeczy wymaga pozwolenia, w szczególności broń, amunicję, materiały wybuchowe albo dowód osobisty lub paszport, niezwłocznie oddajemy tę rzecz najbliższej jednostce organizacyjnej policji, a jeżeli oddanie rzeczy wiązałoby się z zagrożeniem życia lub zdrowia - zawiadamiamy o miejscu, w którym rzecz się znajduje. W przeciwnym przypadku „znalazca” dopuszcza się przestępstwa lub wykroczenia – informują funkcjonariusze z Komendy Miejskiej Policji w Zabrzu.
Co gubią Ślązacy. Zobacz w galerii
Kto musi dopłacić do podatków?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?