Jan Klimek z Chełmu Śląskiego: Amerykański Sen?
Zaczynał jako uczeń cukiernictwa w szkole zawodowej, dziś z tytułem profesora wykłada w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie. Przez dwie kadencje był też posłem na Sejm RP. I mimo że w rozjazdach jest często, do swojej cukierni przy ul. Śląskiej w Chełmie Śl., odziedziczonej po ojcu, wraca w każdej wolnej chwili.
Bo tutaj stawiał pierwsze kroki jako przedsiębiorca w 1974 roku, kiedy po 15-letniej przerwie zakład wznowił działalność.
- W 1959 roku niestety musieliśmy zamknąć cukiernię, bo tato dostał taki domiar, że nie był w stanie jej dalej prowadzić i przeszedł do pracy w spółdzielni - wspomina Jan Klimek. - Miałem wtedy 7 lat, pamiętam, że tato wziął mnie wtedy na ręce, żebym zdjął krzyż ze ściany.
Ten krzyż powiesiłem 40 lat temu z powrotem, kiedy ponownie otwierałem zakład. To jest symbol tego miejsca - dodaje.
W tym domu chleb piecze się już od kilku wieków
Cukiernia Jana Klimka mieści się w jednym z najstarszych budynków w Chełmie Śląskim. - 350 lat ma kościół, a ten budynek wtedy już tutaj stał - mówi Jan Klimek. Od pokoleń była tu też piekarnia.
- Jej pierwszym właścicielem był niejaki Miller, później Sewalski, od którego ojciec ją odkupił. Teraz jestem ja - tłumaczy. Stary ceramiczny piec, w którym piecze się tutaj ciasta i pieczywo, pamięta tamte czasy. - Piec to jest dusza firmy, trzeba umieć go obsługiwać, bo każdy jest inny - tłumaczy.
Jan Klimek ubolewa, że więcej wyposażenia się nie zachowało. - Jedno co zawaliłem, to że wyrzuciłem stare bojdy. To była lada z drewna, na którą wsypywało się mąkę, żeby ona poleżakowała i się zagrzała - tłumaczy. - Mieliśmy też drewnianą maszynę do lodów. Ale niestety w latach 70, nie mogliśmy jej używać, a nie było gdzie tego przetrzymywać - dodaje.
Mimo to, receptury według których cukiernia Klimka przygotowuje wyroby, nie zmieniły się. - Serwujemy to samo co 40 la temu, na tych samych naturalnych składnikach: na drożdżach, maśle, jajkach. Nie chciałem podążać za różnymi modami. Szczególnie w latach 90' popularne stały się różne kolorowe produkty, ale te mody przeminęły. A dziś ludzie wracają do tradycyjnych wyrobów i niekształtnych drożdżówek - zaznacza cukiernik.
Z Kryształowej na wyższą uczelnię w Warszawie
Jan Klimek urodził się w 1952 roku, był to ostatni rocznik, kiedy uczniowie kończyli siedmioklasową podstawówkę. Potem musieli ruszyć w świat. - Jako 14 latek zacząłem praktyki w Kryształowej w Katowicach. Wstawałem o godz. 4.30 rano, żeby na szóstą zdążyć - wspomina Jan Klimek. - Własny biznes otworzyłem w 1974 roku, jako 22 latek. To był trudny okres, mało kto dawał mi szansę, ale udało się - dodaje.
Własny geszeft, to jednak nie był szczyt ambicji cukiernika z Chełmu Śląskiego.
- Nauka nigdy nie była dla mnie problemem, zaczęła się od szkoły zawodowej, gdzie przeszedłem całą triadę: ucznia, czeladnika i mistrza, później technikum, studia, doktorat, habilitacja i profesura - wymienia.
- Chyba jestem jedynym profesorem, który zaczynał w szkole zawodowej, a skończył jako dyrektor instytutu przedsiębiorstwa na SGH - śmieje się cukiernik. -Z perspektywy czasu widzę, że to była dobra droga, dzięki temu jestem wiarygodny dla moich studentów, bo sami mówią, że po prostu mi wierzą, bo doświadczyłem tego, o czym mówię - dodaje.
Dwie kadencje na Wiejskiej nie poszły na marne
W życiu Jana Klimka nie zabrakło też polityki. - Byłem radnym w Mysłowicach z ramienia Chełmu Śląskiego. Start w wyborach parlamentarnych zaproponował mi premier Waldemar Pawlak, to był 1993 rok - wspomina. Ale wówczas do sejmu dostać mu się nie udało.
- Potem kandydowanie zaproponował mi premier Leszek Balcerowicz, to był 1997 rok. Z nim dostałem się do sejmu i tak zostało przez dwie kadencje - dodaje.
I jak przyznaje, że kiedy jest się w polityce nie ma czasu, ani na biznes, ani na naukę, z czasów parlamentarnych zostało mu wiele wspomnień i pamiątek, które ma do dzisiaj i chce je pokazać.
Mała izba pamięci przy ul. Śląskiej w Chełmie Śląskim
Te pamiątki, wraz z zabytkowym wyposażeniem, kolekcjonuje w domu, gdzie mieści się cukiernia. Są tutaj zarówno wiekowe meble, jak też zdjęcia, autografy, czy drobne upominki. - Od studentów, parlamentarzystów, nawet ojca świętego - Wymienia Jan Klimek.
Dlatego ma pomysł, aby nad cukiernią urządzić regionalną izbę pamięci. - Nagromadziło się tego wszystkiego. Bo mieliśmy gdzie przechowywać zarówno antyki jak i pamiątki - mówi Dautaa Klimek, żona pan Jana.
- Są szafy, meble, które są stare jak ten dom, dawne stroje ludowe, a nawet kolarzówka Zygmunta Hanusika, chcielibyśmy to wszystko pokazać, bo pokoi mamy mnóstwo, w których można zrobić ekspozycję - mówi Pani Danuta - Nie chcemy, aby to się zmarnowało, bo to historia.
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?