Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dworzec w Bieruniu Nowym i Imielinie: Piękne ruiny

Karol Świerkot
Dworzec w Bieruniu Nowym
Dworzec w Bieruniu Nowym KS
Był bufet, piwko i tłumy pasażerów na peronach. Dworce kolejowe w Bieruniu Nowym i Imielinie kiedyś tętniły życiem. Dzisiaj wprawdzie nadal sporo osób jeździ tutaj koleją, ale jej świetność w naszym powiecie już dawno przeminęła. I niewiele wskazuje, żeby miała wrócić. A dworzec w Bieruniu ma 156 lat

Dworzec w Bieruniu: Piękna ruina

Józef Chronowski mieszka w mieszkaniu kolejowym na piętrze bieruńskiego dworca od 33 lat. Przyznaje, że kiedyś był to piękny dworzec.

- A dziś jest to piękna ruina. Ale jeszcze za komuny tu było naprawdę super. Wszystko ładnie pomalowane, działały kasy, poczekalnia, a nawet bufet czynny do godz. 22. Więc można było coś zjeść: bułki, kiełbasę, boczek, a nawet piwo wypić, do wyboru, jasne i ciemne. - wspomina pan Józef, który sam na kolei przepracował 45 lat w służbie drogowej, jedynej, której ostała się jeszcze na bieruńskim dworcu razem ze służbą zabezpieczenia kolei.

Razem pracuje tu sześciu ludzi. Ale i podróżnych jest coraz mniej. - Czasem liczę pasażerów. Maksymalnie 20 osób do jednego pociągu wsiada. Ale trudno się dziwić, jak pociąg z Oświęcimia do Katowic jedzie ponad godzinę. Szybciej się dojedzie autobusem czy samochodem. No i kiedyś koleją jeździli górnicy, dziś mają przewozy - opowiada Józef Chronowski.

Jednym z nich był Henryk Sebastian z Imielina. - W latach 50. jeździłem z Bierunia Nowego na kopalnię Gottwald do Katowic. Wtedy nie było osobowych wagonów, tylko takie, jak się gawiedź woziło, my na to krowioki godali - opowiada emerytowany górnik. - W środku były tylko zamontowane uchwyty i ławki dookoła, ale czasem nie dało się wejść, taki był ścisk. Na schodkach do wagonu się jeździło - opowiada.

Koleją z Imielina

Lepsze czasy pamięta też imielinski dworzec, dziś zamknięty na cztery spusty i zdewastowany przez wandali. - To był bardzo ładny dworzec. W poczekalni stał piec kaflowy, działał bufet i kasy. Można się było ogrzać i przyjemnie poczekać na pociąg - mówi Roman Kmiecik z Imielina.

Dla podróżnych nie lada atrakcją były zatrzymujące się w Imielinie pociągi typu teksas. - Już z daleka było słychać, że taki nadjeżdża, bo cały skrzypiał - wspomina. - Masa ludzi wyczekiwała na dworcu, żeby wsiąść do wagonu. Ale te pociągi to można było nawet w biegu dogonić.

Zanim taki teksas się rozpędził, w ogóle ruszył, to wszystko zajmowało jakieś 5 minut. Spokojnie można było dobiec i wskoczyć do pociągu - dodaje pan Roman. Ale nie obyło się bez tragedii. - Pamiętam, że jeden z mieszkańców zginął, chcąc wskoczyć do wagonu, niestety nie zdążył i wpadł pod pociąg. Ale w teksasach ludzie jeździli nawet na stopniach, przechodzili z wagonu do wagonu. Z jednego wyskoczył, do drugiego wskoczył, a po drodze grzybów nazbierał - wspomina Roman Kmiecik.

Pan Edward, emerytowany kolejarz, do dzisiaj mieszka przy imielińskim dworcu. Przyznaje, ze dawniej to wszystko lepiej wyglądało. - Gdy pociąg stanął, to ludzi wychodziło tylu, co z małego kościoła. A na dworzec cały czas ktoś wchodził i wychodził - mówi. Tutaj też działał mały bufet.

- Były kanapki, słodycze, piwo. Ale przesiadywali tam głównie stali klienci, piwosze. Do godz. 23 był ruch na okrągło. - wspomina Andrzej Jochemczyk, który dojeżdżał z Imielina do Śląskich Technicznych Zakładów Naukowych w Katowicach. - Imielin to była ważna stacja. Tutaj nie było przemysłu, tylko ludzie jeździli gdzieś w stronę Mysłowic, Katowic. Jedynym pewnym środkiem lokomocji był właśnie pociąg. Poza tym w Imielin i Chełm Śląski to były miasta kolejarzy i górników, ale w większości kolejarzy - dodaje.

Po dworcach nie ma śladu

W Lędzinach na zrujnowany dworzec nie można nawet narzekać, bo po prostu został wyburzony. Choć przed laty zatrzymywały się tutaj m.in. pociągi do Tychów. Głównie jeździli stąd uczniowie oraz górnicy. Teraz przez Lędziny kursują już tylko pociągi towarowe. Sam dworzec po pożarze został rozebrany. Dworca nie ma też w Chełmie Śląskim. Ale tutaj kolej cały czas działa. A na stacjach zatrzymują się pociągi osobowe. Chociaż też coraz więcej osób wybiera inne środki transportu.

Pani Maria, która mieszka w starym budynku dworca w Chełmie Wielkim, przyznaje, że pasażerów jest coraz mniej. Ale zdaniem emerytowanych kolejarzy to wynika również z tego, że obcina się kolejne połączenia. Pani Maria przepracowała na kolei 15 lat jako dróżnik przejazdowy. - Byłam tą kobitką, co w tej wieżyczce na przejeździe siedzi - śmieje się. - Kiedyś przez Chełm dużo pociągów przejeżdżało, przejazd trzeba było co chwilę zamykać - wspomina.

A to nie było takie proste jak teraz. - Dzisiaj wszystko jest automatyczne, dawniej to trzeba było korbą szlabany opuszczać - opowiada dróżniczka. - Ale praca była przyjemna, tyle że trzeba było dać fest pozór. Nie można było się zagodać.

A o pracy dróżnika wie wiele, bo pracowała w całym rejonie. - Razem na sześciu posterunkach: W Imielinie, Brzezince, Lędzinach, Kosztowach Oświęcimiu, no i tutaj, w Chełmie Śląskim - wymienia.

Dzisiaj do pracy na kolei młodzi mieszkańcy naszego powiatu już się nie garną jak kiedyś. Bo i sama kolej nie jest tak prężna jak przed laty. Jednak nikt nie wyobraża sobie, żeby stukot kolejowych wagonów mógł kiedyś ustać na stałe. Mimo że przejazdy kolejowe są zmorą dla kierowców, którzy muszą swoje odstać, zanim pociąg przejedzie.

Współpraca: Marta Sitek

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bierun.naszemiasto.pl Nasze Miasto